środa, 29 kwietnia 2009

post nowy

Nie mam czasu na częste blogowanie. Moze to kwestia ilości dzieciąt i ich wieku. Bo jak zauwazyłam, częstsze wpisy są u mam jedyniąt. Jest u mnie oczywiście zachwyt nad naszymi dzieciami, ale nie ma już takiej ochoty do pisania, kiedy szarańczaki obok próbują zwrócić na siebie uwagę wszelkimi sposobami - a to jęczeniem, a to wrzaskami, a to ładowaniem się matce na kolana, a nawet, w krańcowych przypadkach, bijatyką i szarpaniną między sobą.
Poza tym dzieje się oczywiście mnóstwo innych ciekwych rzeczy.

Lolu dostał się do przedszkola. Świetnie. Tyle, że ciekawi mnie jak to jest z tymi punktami na podaniach. Podobno w pierwszym etapie rekrutacji liczą się tylko te punkty. Hmm. Więc dlaczego dzieci mające sporo mniej punktów niż inne dostają się do przedszkoli, a te z dużą ilością punktów nie zostają przyjęte? Wystarczy zerknąć na tablicę z wynikami. Conajmniej dziwne.
A na dodatek jakim prawem Pani Dyrektorka wydaje dokumenty dziecka osobie, która po nie przychodzi, nie sprawdzając nawet jej dowodu!!! Przeciez mogłabym być wredną lub zdesperowaną matką dziecka, które się nigdzie nie dostało i zabrać czyjeś dokumenty, tym samym uniemożliwiając lub opóźniając innym dostanie się do przedszkola. Przecież lista nazwisk wisi na drzwiach, a dokumentów się nie sprawdza. Ja bym dała Dyrektorce naganę za takie zachowanie.

Matki i Ojcowie dzieciom! Apeluję do Was! Róbcie dzieciątkom na własną rękę badania moczu przed planowamymi szczepieniami! Młodszy egzemplarz komunikował nam ostatnimi czasy "boli" przy przewijaniu i pokazywał miejsce strategiczne. Myśle sobie, hmm, moze warto to sprawdzić. Moze tylko sobie nazwała tą część ciała "boli"( bo przeciez na rybki mówi "ilo"i rózne inne nazwy przyporządkowuje rzeczom), a moze faktycznie coś jest nie tak, jak powinno.Zawiozłam, w ostatniej chwili, bo się wcześniej nie chciała wysikać do przyklejonego woreczka (korzystając z autobusu, z dwójką dzieci i wózkiem) mocz do analizy i co? Okazało się, ze panna ma infekcję dróg moczowych! No i szczepienie odroczone. A dziwiły się w przychodni, ze je przy tym normalnie, nie ma temperatury i nie marudzi. Wniosek: można infekcję przegapić, więc lepiej zapłacić 6 PLN i mieć pewność, że wszystko w porządku. A jeszcze bardziej się dziwiły doktórki, ze ja słucham swoich dzieci i robię im na własną rękę badania, po czym się okazuje, ze to dziecia miały rację, bo im faktycznie coś dolega i nic nie zmyślają. I nie zmyślają i nie przesadzają, jak to sugerowała lekarka "nie, no on jest za mały, zeby mówić, ze go tam boli" (chodziło o ból w okolicy nerek), "to niemozliwe, jak to POWIEDZIAŁA, ze ją tam boli, przeciez takie dzieci jeszcze tego nie potrafią!". A jednak.

Po badaniach różnistych wyszło, ze kaszel jest nie z powodu chlamydii ani tez mykolpazy, lecz alergii. Zapodajemy zyrtec i nie kaszle, jak testowo przez jeden dzień jej nie damy - znów kaszle. Może i dałoby się usunąć alergen z otoczenia, ale nie wadomo, co ją uczula. A podobno testy są wiarygodne mniej więcej jak dzieć ma 4 lata. Więc zyrtecujemy.

Lolo mruga oczkami od kilku dni i je mruzy. Wizualnie nic mu nie jest, nie skarży się na ból oczek, nie są one zaczerwienione, nie łzawią, nie ropieją. W przyszłym tygodniu wizyta u okulistki. Nie daje sobie zakropić.

Dziś piękny, słoneczny dzień, nie wieje mocno (w końcu), więc bedziemy się placować zabawowo.

1 komentarz:

  1. coś w tym jest, że przy jedynaku łatwiej blogować... ;)
    pozdarwiam!

    OdpowiedzUsuń